środa, 17 lutego 2016

"Dotyk Boga - pieczęć serca...

Sporo czasu zastanawiałam się jak to opisać i czy spisywać to wydarzenie w ogóle – ale myślę że Bóg tak podziałał przez pewną Panią( z tym że owa Pani sobie nie zdaje nawet z tego sprawy :)) że jednak nabrałam odwagi i chce się się podzielić czymś co miał miejsce sporo czasu temu – wydarzenie miało miejsce w czasie pieszej pielgrzymki na Jasną Górę – jakoś drugi tydzień drogi. Jak to na pielgrzymce przyszedł czas wieczornego postoju i Eucharystii – tym razem mieliśmy do „dyspozycji” piękny mały drewniany Kościółek (ach... dla mnie cudo :) ). I tak tego wieczoru po skończonej Eucharystii – któryś Kapłan powiedział że będzie modlitwa i błogosławieństwo „z nałożeniem rak” - wiedziałam o co chodzi – ale człowiek młody i raczej niezbyt finansowo zdatny na różnego rodzaju rekolekcje aby tego doświadczyć wcześniej – także cierpliwie czekałam. Kapłani zaczęli prosić ludzi do „balasek”- a raczej do schodków przy ołtarzu i nad każdym chwile się modlili. Poszłam też - gdy tylko Kapłan dotknął mojej głowy (przy klęczeniu wiadomo najwygodniej) poczułam ciepło na całym ciele – miałam zamknięte oczy, łzy zaczęły płynąć po policzkach, klęczałam... odczuwałam wtedy coś co było tak piękne, że nie potrafię tego obrać w słowa - tak bardzo realistycznie żeby było zrozumiałe - po prostu to mieszanka radość, skupienia, miłości – „miejsca” w którym to wszystko jest tak maksymalnie pełne i czyste że aż lekkie. Czułam tylko dookoła siebie jak ludzie przychodzą i odchodzą a ja nadal klęczałam nie mogąc nawet drgnąć... a zarazem czułam się że jestem gdzieś indziej... jakby w przedsionku Nieba. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego że już wszyscy ludzie zostali pobłogosławieni – po prostu klęczałam...dopiero w pewnym momencie ktoś mnie chwycił za ramię. Można to porównać do tego gdy ktoś nas budzi ze snu. Przez moment nie wiedziałam gdzie jestem. Ale co - dla mnie samej było ciekawe – nie czułam wstydu – pierwszy raz w życiu nie czułam zawstydzenia z powodu „gafy”. Poczułam wtedy jakby na sercu rodzaj pieczęci - utwierdzającej i nawet z poleceniem - to że mam dzielić się Bogiem z ludźmi - tym że ponad wszystko On Kocha, że Miłość jaka darzy człowieka jest Jego największym Darem(Atrybutem), że to co z przypowieści o Synu Marnotrawnym i Miłosiernym Samarytaninie – może dziać się tu i teraz, każdego dnia (uczę się tego wciąż i wciąż mnie Bóg w tym zaskakuje i to bardzo) – nie wiedziałam jeszcze jak to ma wyglądać. Ale powoli z czasem – wciąż na nowo dowiaduje się jak mam to robić i poprzez internet (m in owocem tego jest ten blog) ale też duże wyzwanie w świecie( tu trochę trudniej z racji mojej „niedoleczonej” ;) nieśmiałości). Myślę że i tu bardzo mocno prowadzi mnie Św. s. M. Faustyna Kowalska – od wielu lat i wielu rzeczy uczę się właśnie od niej - tej Miłości Bożej i miłości do ludzi... Od tamtej pory staram się "patrzeć" sercem przez pryzmat wiary. CHWAŁA BĄDŹ BOŻEMU SERCU, PRZEZ KTÓRE STAŁO SIĘ NAM ZBAWIENIE. JEMU CZEŚĆ I CHWAŁA NA WIEKI. AMEN.

Brak komentarzy: