W obecnych czasach taki
wielu ludzi ucieka od codzienności zatracając się w pracy, od bólu zatracając
się w nałogach (alkohol, narkotyki), od rzeczywistości i tego co za sobą niesie
w świat wirtualny gdzie można być kim się chce lub zamarzy aby być. Uważa że
ucieczka od tego co i tak staje się nieuniknione jest wyjściem, a tak naprawdę
to ucieczka przed sobą samym, przed swoimi słabościami zatracając tym samym
swoje mocne strony. Ale to nie jest ani wyjście ani lekarstwo. Na to odkryłam
(już jaaaaakiś czas temu) tylko jedno jedyne i najlepsze rozwiązanie, a aby
ująć to jak najprościej użyje tu słów za św. s. Faustyną Kowalską: „Kiedy czuję, że cierpienie przechodzi siły
moje, wtenczas uciekam się do Pana w Najświętszym Sakramencie, a głębokie
milczenie jest mową moją do Pana.” DZ 73. Tylko tak jesteśmy w stanie
poradzić sobie z tym wszystkim, z natłokiem wszelkich spraw, uciekając do ciszy
w której mieszka Bóg i Który właśnie w tej ciszy, w ciszy właśnie to naszych serc jest w stanie dać nam
na wszystko odpowiedź i pomóc znaleźć rozwiązanie. Tylko w Nim nasza ucieczka. A
żeby nie być gołosłownym napisze tu jedną z sytuacji :
było to w czasie Świąt Bożego Narodzenia (nigdy za specjalnie nie czułam
rodzinności tych świąt – no cóż i tak się niestety zdarza) uciekłam do Boga do
Kościoła na Eucharystię. Wyżaliłam Mu się z tego wszystkiego, a nawet
popłakałam, wykrzyczałam (oczywiście w duszy – nie na głos bo nie wypada w
Kościele) Mu to że mnie zostawił, że nie czuje „ducha świąt” tylko jeszcze
gorszą pustkę niż na co dzień. Wygarnęłam Bogu wszystko, tak wygarnęłam bo On
wie jaka jestem a jak nawet w złości mówi się coś do Boga co nam leży na sercu,
nie ważne jest to w jakiej formie to zrobimy ale ważne jest to że przyszliśmy z
tym do Niego, z ufnością powierzając Mu swoje problemy i z wiarą że na nie
zaradzi - Temu dla Którego nie ma rzeczy niemożliwych. Gdy już to wszystko
powiedziałam, wywaliłam wszyściuteńko ze swojego serca, wszelkie złości, żale,
przykrości m. in. na tych którzy powinni być w tym czasie mi bliżsi. I po tym
wszystkim nagle moją duszę zalała radość, spokój, otrzymałam otuchę i wróciły
chęci do zmagania się z tą codziennością. Nie czułam już złości a ni żalu czułam tylko to że Bóg jest zawsze przy mnie bez znaczenia czy czuję Jego obecność czy nie - On i tak jest zawsze ze mną.
NIE BÓJCIE SIĘ I NIE LEKAJCIE IŚĆ ZE
WSZYSTKIM DO TEGO DLA KTÓREGO NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH PO SIŁĘ DO WALKI WE ZMAGANIU
SIĘ ZE WSZELKIMI PROBLEMAMI. :)
2 komentarze:
tylko wiara nadaje sens zyciu człowieka to co piszesz to nic noweg
nie ma to być nic nowego - bo Prawda jest zawsze JEDNA i NIEZMIENNA - i dośwadcza tego każdy kto wierzy w Boga o ile o tym nie zapomina...
Prześlij komentarz