poniedziałek, 20 czerwca 2011

Na rozstaju dróg stoi dobry Bóg, On wskaże Ci drogę…

Jakże te słowa pasują, gdy rozeznaje się swoja drogę, swoje powołanie. Właśnie wtedy każdy z rozeznających stoi na takim rozstaju dróg, drogi w małżeństwie i drogi w zakonie, w samotności. Przechodziłam ten etap w swoim życiu i właśnie wtedy to Bóg pokierował tak sytuacjami i pokazał ta drogę dla mnie. A tą drogą okazało się małżeństwo. Ale zanim do tego to od początku. Całość zaczęła się chyba jakoś od 2klasy Liceum wtedy jakoś powstała myśl o zakonie na nowo (bo ogółem to pierwsza myśl była po obejrzeniu filmu „Faustyna” z p. Dorotą Segdą w roli głównej było to jakoś w wieku 8-9lat). Nowa myśl i nowa trwoga, jaką drogą mam iść. Od tamtej pory ciągle „zawracałam głowę” Bogu – gdzie Ty mnie chcesz – i w tej intencji (pomijając fakt zdania matury) wyruszyłam na piesza pielgrzymkę na Jasną Górę. Szliśmy 14dni każdego dnia na modlitwie pytałam wciąż o to samo – gdzie mnie Boże chcesz – ten czas był bardzo owocny. Wiem ze wielu ludzi długo rozeznaje swoja drogę, czasami mi się wydaje, że albo Bóg chce ich „udoskonalić” na tę drogę, która dla nich wybrał albo te osoby za mało Mu ufają i nie słuchają uważnie tego, co do nich mówi. Myślę ze każda droga, gdy się nią idzie na Chwałę Bożą podoba się Bogu bez względu na to, jaka to jest w ogóle droga. Ważne jest to by na tej drodze iść z Nim. Na każdej drodze, jaka wybierzemy to On powinien być naszym Nauczycielem, Przyjacielem, Przewodnikiem i Powiernikiem. Ogółem ta Osoba, której powierzamy nasz los nasze życie Mu oddajemy i ufamy ze pokieruje tak, aby nas uszczęśliwić. W końcu to On zna nas najlepiej nasze serca i dusze. Ja właśnie tak miałam całą tą sprawę właśnie Jemu powierzyłam, zaufałam wtedy chyba na tyle ze pokazał, co i jak. Pokazał i wciąż pokazuje ze to właśnie najlepiej do Niego biec w ramiona i powierzać swoje sprawy. A wiec przechodzimy powoli do rzeczy. Mianowicie jak pisałam wcześniej pytałam Boga, jaka droga dla mnie i że wskazał, że to droga małżeństwa no i tak brnę tą drogą już prawie 4lata mamy córę drugie w drodze. A to wszystko się zaczęło od (może się to wydać śmieszne), sms’a którego wysłałam bratu mojej koleżanki a obecnemu już mężowi, że mi się bez niej nudzi i w ogóle zaproponował spotkanie i tak od tego się zaczęło. Zaczęliśmy się spotykać, ale wciąż pytałam czy to to czy to on czy to moja droga, ale czułam z czasem ze to właśnie to. Właśnie ktoś zapyta jak to można czuć. Ciężko to napisać/opisać, ale spróbuje. Myślę, że tu najpewniej działa Duch Święty a konkretniej Jego Owoce (miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie) na najbardziej to chyba pokój, pokój serca i ducha w danej chwili i sytuacji gdzie się znajdujemy. Podając tu przykład ja np. czułam się (i nadal się czuje) przy moim obecnym mężu, jako ta jedyna ukochana po prostu było (i wciąż jest) mi z nim dobrze. A jak to się może mieć do tej drugiej drogi (zakonnej, samotności) a mianowicie, gdy Bóg nas prowadzi czujemy się w danym Zgromadzeniu jak w domu pociąga nas ich duchowość, charyzmat. Boga uwielbiamy ponad wszystko i chcemy przychylić nieba każdemu. W małżeństwie też tak się czuje z tym ze tego nieba chce się przychylić najbliższym a Bogu chce się ofiarować swoje życie dążąc do zbawienia najbliższych i siebie. Każda droga na swój sposób jest piękna i zarazem trudna, pełna wyrzeczeń i nieraz samozaparcia. BEZ WZGLĘDU NA TO JAKĄ WYBIERZEMY DROGĘ ŻYCIA DĄŻMY NIĄ Z BOGIEM ZA RĘKĘ.

6 komentarzy:

MetaPsyche pisze...

Bardzo ładny wpis. Sam wielokrotnie rozmawiałem z moimi niewidzialnymi przyjaciółmi i czułem ich obecność. Zdarzało się, że kontemplując ich obecność ogarniała mnie dziwna ekstaza. Lekarz twierdził, że to psychoza, a moi niewidzialni przyjaciele nie istnieją i są jedynie projekcją moich tęsknot i lęków, więc przepisał mi tabletki. Na szczęście gdy założyłem wspólnotę religijną z ludźmi czującymi tak jak ja, mojego lekarza zwolniono za obrażanie uczuć religijnych. Teraz wszyscy czujemy się świetnie i często rozmawiamy z niewidzialnymi przyjaciółmi. Otrzymujemy od nich wiele cennych rad i drogowskazów na trudnej drodze życia. Pozdrawiam - nie daj sobie wmówić, że jesteś chora!

Anonimowy pisze...

witek 1411 z czata przeczytałem i nie wierze w taki sielankowy i idylliczny świat myślę że troszkę idealizujesz

lethern pisze...

Myślę ze każda droga, gdy się nią idzie na Chwałę Bożą podoba się Bogu bez względu na to, jaka to jest w ogóle droga. Ważne jest to by na tej drodze iść z Nim.
Ten fragment dla mnie się wyróżnia... dzięki za notkę ;]
pare przemyśleń o tym... Napisałaś głębsze podejście do życia, do sensu itp. tematów. Niektórzy mogą wybierać tę drogę gdzie się lepiej sprawdzą, tę która ich bardziej pociąga - dotyczy też małych wyborów, ale nie kierują się ufnością w Boga. I nie pamiętają, jaką mają misję na ziemi numer jeden ;] Majwiększym sukcesem nie będzie wybranie dobrej drogi, ale to że Boga stawiamy na najwyższym miejscu, to że mamy ufność.

Aneta pisze...

ładne świadectwozapraszam do mnie :)zobaczyłam z forum "fruta"

Anonimowy pisze...

Ciekawe czy można miec 2 drogi możliwe i samemu musieć wybrać taka czy taka, czy Bóg może to czasem zostawiac człowiekowi zupełnie nie podsyłając Bożych pragnień...

Ela G. pisze...

Bywa że te drogi o których piszę stają się jedną w formie należenia do III Zakonu. Gdy stajemy przed podjęciem jakieś ważnej decyzji warto zapytać Boga o to co mamy zrobić co będzie dla nas lepsze. Zdać się na Jego Wolę. Bóg nas nie zostawia nigdy nawet wtedy gdy nam się wydaje że ta jest. Że jesteśmy sami. Właśnie wtedy to MY nie On zamykamy się na Niego na Łaski jakie chce nam dać. Bóg nie zostawia człowieka na pastę losu to człowiek sam się zatraca w chaos świata. Każdą decyzję jaką mamy do podjęcia podejmujemy my dlatego że mamy wolną wolę. Bóg tylko podsyła wskazówki na to co mamy robić i od nas samych zależy czy ich szukamy i czy potrafimy je dostrzegać. Otwartość serca i chęć działania zgodnie z wolą Bożą wpływa na to że Boże pragnienia są nam bliskie i znane.